Bycie mamą to najwspanialsze, co mogło mi się przydarzyć, ale również jest to najtrudniejsza rola życiowa dla mnie. Chcę jak najlepiej dla swoich dzieci, ale nie zawsze mi wszystko wychodzi, tak jakbym chciała. Zrozumiałam przez te 2 lata, że na nic planowanie i zakładanie czegoś z góry. Rutyna i stałe elementy dnia – jak najbardziej, ale zawsze trzeba być przygotowanym na to, że w danym dniu coś zaburzy nasz plan. Wtedy trzeba działać spontanicznie, mieć w zanadrzu jakieś „ asy w rękawie”. W takich sytuacjach nie pomoże nam na pewno zdenerwowanie i niechęć. Nasze dzieci zarówno te w przedszkolu, jak nasze własne w domu to nie roboty! Nie będą funkcjonować, tak jak je zaprogramujemy. Tak jak my dorośli mają słabsze dni, gorszy bądź lepszy humor, mają „swoje loty”, są osłabieni i marudni bo coś im dolega, itp. Gdy to zrozumiemy i zaakceptujemy będzie nam łatwiej kiedy takie dni nadejdą.
Dziś chciałam się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami.
Zrobiłam listę rzeczy, czynności, zachowań, które pomagają mi być „lepszą
mamą”. Co to znaczy? A mianowicie mieć więcej czasu, siły, energii i
cierpliwości, by moje maluchy miały we mnie wsparcie. Nie chcę być w ich oczach zrzędliwą, wiecznie czepiającą się
czegoś matką (co niekiedy mi się zdarza). Na szczęście staram się jak najwięcej
temu zapobiegać. Oto co mi w tym pomaga:
Ustalenie hierarchii
wartości:
Zadałam sobie pytanie czy ważniejsze dla mnie jest być
„dobrą mamą”, usatysfakcjonowaną i cieszącą się wspólnym czasem z dziećmi, czy
„wzorową panią domu” u której zawsze jest wysprzątane na błysk, ugotowany
dwudaniowy obiad, itp.? Wybrałam zdecydowanie opcję nr 1! Zrozumiałam, że
wszystkiego nie można mieć. Ja wolę wspólnie z dzieciakami iść na spacer, na
plac zabaw, poczytać książki, poukładać puzzle, pobawić się i poprzytulać ile
tylko się da. Wiadomo, że dom też trzeba
ogarnąć, ale nie robię tego z przesadą. Po prostu wrzucam na luz i korzystam z
różnych form, które mogą ułatwić mi życie:
- żłobek – moja dwuletnia panna została zapisana od sierpnia
do żłobka. Uczęszcza tam codziennie na 3h. Ja w tym czasie ogarniam chatę,
gotuje obiad, robię zakupy, załatwiam sprawy na mieście i opiekuję się młodszym
dzieciątkiem. Ona w tym czasie spędza czas na zabawie z rówieśnikami i ma
ciekawie zorganizowany czas. Gdy wraca do domu jestem gotowa z wszystkim i
teraz mam czas już tylko dla moich pociech.
- irobot – mąż niedawno namówił mnie na irobota.
Podchodziłam najpierw do tej myśli sceptycznie, no bo co – sama nie mogę sobie
odkurzyć podłóg? Wszystko fajnie i pięknie, ale do naszej rodziny należy
również 10 – letni pies, nasz ukochany futrzak, towarzysz spacerów i zabaw.
Jeden jego minus to fakt, że cały rok linieje. Sierść jest dosłownie wszędzie.
Dlatego odkurzacz był w ruchu dziennie przede wszystkim z uwagi na dzieciaki.
No i tutaj kupno irobota okazało się strzałem w dziesiątkę. Podczas gdy ja
spaceruje z dzieciakami, robie zakupy, albo gotuje obiad, mój przyjaciel irobot
odkurza mieszkanie, a później mopuje. Żyć nie umierać! Teraz wystarczy raz w
tygodniu wszystko gruntownie samej ogarnąć, a na co dzień mam pomocnika.
- chusta do noszenia – kolejny produkt, którego nie
posiadałam przy pierwszym dziecku, a teraz okazał się dla mnie zbawieniem. Nie
mam w zwyczaju siedzieć w domu i czekać, aż mąż wróci z pracy by z naszymi
maluchami wyjść na dwór, gdy pogoda, aż się o to prosi. Nie ukrywam jednak, że
z początku był to nie lada wyczyn, a jeśli chciałam jeszcze do tego zabrać na
wspólną wyprawę psa to graniczyło to z cudem. Bo jak niby prowadzić wózek,
trzymać smycz i jeszcze biec za ciekawą świata i zbuntowaną dwulatką? Szybko
znalazłam na to sposób. Początkowo nie byłam przekonana do chusty, ale szybko
ją pokochałam, tak samo zresztą jak mój synuś. Teraz dzięki chuście maluch jest
spokojny bo blisko mamy, a ja mam dwie wolne ręce. Tadam! Mogę trzymać smycz i
córcię za rękę. Wszyscy zadowoleni.
Jeśli ktoś z Was zastanawia się nad kupnem to polecam z całego serca!
Żałuję, że nie miałam jak córka była mała.
- kiddy board – ta opcja bardziej sprawdza kiedy idę gdzieś
tylko z dzieciakami, np. coś załatwić i
muszę przedostać się z punktu a do punktu b. Wtedy zabieram gondole i zawsze
mam przymocowaną deskę, którą łatwo poskładać, a która jest świetnym
rozwiązaniem. Kiedy po drodze moja dwulatka nie czuje się na siłach by dalej
sama iść, wtedy rozkładam deskę i moja panna stoi sobie, trzymając się wózka.
Można również kupić deskę z siedziskiem, wtedy wygoda jeszcze większa. Również
polecam!
Obserwowanie dziecka
i zauważanie jego potrzeb
Kochani to kolejny ważny element, o którym tak często
zapominamy. Tak łatwo coś zaplanować, umówić się i nie przewidzieć, że coś może
pójść nie tak. A to drzemka malucha się przesunie, a to po nieprzespanej nocy
będzie marudny, a to będzie ząbkował, albo po prostu będzie nie w sosie, bo
przecież ma do tego prawo, jak każdy z nas. I tu często pojawia się problem.
Mianowicie mama zaplanowała wyjście, umówiła się z koleżanką, albo
ambicjonalnie podchodzi do zajęć dodatkowych starszaka i nie zamierza ich
opuszczać z byle powodu. W przedszkolu podobnie, nauczyciel zaplanował sobie
przecież cały dzień, punkt po punkcie i nieraz za wszelką cenę chce to
zrealizować. Ale tak się nie da! Gdy przestaniemy dostrzegać potrzeby dzieci i
im czasem nie odpuścimy – najzwyczajniej w świecie poniesiemy PORAŻKĘ! Co to
znaczy? To znaczy, że zabierając zmęczonego i marudnego malucha w odwiedziny do
koleżanki, lub na zajęcia starszaka, czeka nas niewątpliwie ciężki dzień.
Dlatego odpuśćmy czasem, odwołajmy pewne sprawy, połóżmy malca spać, przytulmy,
dajmy spokój, którego akurat dziś potrzebuje. Jeszcze będzie okazja nadrobić
zaległości. To samo tyczy się przedszkola. Jeśli grupa ma słabszy dzień, jest
rozkojarzona, nie może się skupić – nie męczmy dzieciaków i samych siebie.
ODPUŚĆ! Zrób luźniejsze zajęcia, przeprowadź lubiane przez wszystkich zabawy i
zobaczysz, że przyniesie to korzyść dla wszystkich. Czasami sama łapie się na
tym, że ciężko mi odpuścić, że przecież plan był inny, ale cały czas uczę się
na własnych błędach i to jest chyba najlepsza nauka!
Zapewnienie dziecku
możliwości decydowania
Planowanie, o którym pisałam już wcześniej jest oczywiście
dobre, ale w granicach rozsądku i cały czas będę to podkreślać. Warto czasami po
prostu mieć w planie kilka opcji i dać możliwość dziecku zadecydowania. Sprawi
to z pewnością, że dziecko poczuje się ważne, będzie wiedziało, że jego zdanie
też się liczy. Przykładowo możemy zaproponować kilka czynności w danym dniu:
spacer z wózkiem i lalą, zabawa na placu zabaw, a może wycieczka rowerowa? W
przedszkolu podobnie. Dzieciaki w grupie niech zadecydują jakie czynności będą
się odbywać w danym dniu. U mnie sprawdza się również możliwość wyboru ubrań u
mojej dwulatki. Proponuję 2 lub 3 zestawy i sama dokonuje wyboru, mając przy
tym satysfakcję.